PROGRAM NIE MIEŚCI SIĘ W RAMACH
Czukowski recytował swoje wiersze, dzieci podpowiadały mu, poprawiały go. Niemożność przewidzenia tego, co za chwilę nastąpi, zdominowała program. Wyczuwało się we wszystkim improwizację. I w tym, że Czukowski wtrącił gdzieś mimochodem w rozmowie, że ma chrypkę, i w tym, że gdy go poproszono o powiedzenie jednego wiersza, wymawiał się i recytował inny, i w tym, że dzieci na jego komendę wprawiały się w sztuce mówienia recytując najrozmaitsze wierszyki. A gdy nie mogły sobie poradzić z trudnymi do wymówienia słowami, niczym nie przypominały już dzieci, które starannie wygłaszały wyuczone teksty, skrępowane strachem, że mogłyby jakieś słówko zapomnieć — lecz były to dzieci, które przestały myśleć, że skierowano na nie kamery telewizyjne, dzieci, które były po prostu dziećmi.